Dwa dni temu, w pociągu, praktycznie pusty przedział, więc usiadłam sobie tak, żeby móc wyciągnąć nogi i w spokoju pogapić się w okno. Nie, pełno wolnych miejsc, a ta pcha się akurat przede mnie, zajmuje DWA! miejsca - siedząc - a ja przerażona patrzę.
Wiem, ze zazwyczaj porównując siebie z kimś, nieświadomie zawyżam swoje wymiary, że wyglądam tłuściej i tak dalej, dopiero patrząc w lustro na siebie i tę "chudszą" osobę uświadamiam sobie swoje błędne myślenie. Zazwyczaj :) Żeby nie było, ze chuda jakaś jestem ;p
Ale nie przesadzę pisząc, że moja talia = jej udo! Chociaż nie, gdzie tam talia, moje biodra w całości zmieściłyby się w jej jednej nogawce.
Dziewczyna gdzieś w moim wieku +/- rok, dwa różnicy.
Tak wiem, nie oceniaj książki, może chora... tarczyca, hormony, no zdarza się.
Serio starałam się, ale jak wyciągnęła taką dużą serową bagietkę (pięknie to to pachnie swoją drogą), zwątpiłam.
Ale może jadła to jako obiad, nie?
Szkoda tylko, ze wszystko popijała litrową zwykłą colą. A z torebki wystawała jej megapaka chipsów.
Uwierzcie, że nie tylko ja na nią patrzyłam w TEN sposób.
I chyba nadal nie wiem, czy mam zazdrościć dystansu do siebie, czy kompletnej głupoty, że doprowadziła się do takiego stanu.
Dziś, mimo że mam cały dzień zajęć na uczelni - nie wybieram się.
Jak na razie, to chcę się tylko położyć i zniknąć.
Wczoraj i jeszcze wcześniej - zawalałam.
W czasie świąt łykałam tabsy na przeczyszczenie jak głupia, bo w ciągu tych 2 tygodni zużyłam 60 sztuk. Teraz nie chcę iść i ich kupować, tak samo pseudoefki, bo wiem, że jak nie dziś, to jutro weźmie mnie tak, że łyknę wszystko na raz. A to będzie głupie.
Tak jak wyżej pisałam o tej dziewczynie. Bagietka, cola, chipsy - ja potrafię zjeść na raz ze 4-5 razy tyle.
Geez, nie chcę tak jak ona wyglądać nigdy.
Ale jeżeli nie zacznę nad sobą panować, to coś mi się wydaje, że chyba zacznę ją przypominać.